Przypomniałas mi | Nov 28, 2003 |
chyba zupełnie zapomnianego Mariana Załuckiego Znalazłam w sieci trochę jego poezji, niezwykle lirycznej. Jego sztuka zasadzała się jednak nie tylko na słowie pisanym. Szczęśliwi są Ci, którzy mogli słuchac go na scenie. Uroczy dżentelmen w smokingu Mój interes matrymonialny Nie można tak ciągle - rok po roku - żyć tylko Sztuką i Chałturą, więc założyłem sobie na boku MATRYMONIALNE BIURO. Nie myślci... See more chyba zupełnie zapomnianego Mariana Załuckiego Znalazłam w sieci trochę jego poezji, niezwykle lirycznej. Jego sztuka zasadzała się jednak nie tylko na słowie pisanym. Szczęśliwi są Ci, którzy mogli słuchac go na scenie. Uroczy dżentelmen w smokingu Mój interes matrymonialny Nie można tak ciągle - rok po roku - żyć tylko Sztuką i Chałturą, więc założyłem sobie na boku MATRYMONIALNE BIURO. Nie myślcie wszakże, przyjaciele, żem egoista czy sobek. Miałem na oku szlachetne cele: Raz dochód. Dwa zarobek. Po trzecie wierzę (choć może się łudzę) w to szczęście małżeńskie!... Cudze. A tu wiosna za wiosną, A tu maj za majem, Gdy przechodząc obok (nie znając się wzajem) skromni kawalerowie i panny niektóre, co mogliby przecież sobie zajść za skórę! Któż im to ułatwi? Któż złączy ich dłonie I zgra te fujary z małżeńską harmonię?! Ja. Moje biuro oczywista. Matrymonialne. "CICHA PRZYSTAŃ". Nie byle jakie: Rozmach! Neony! Na dachu neon: "DZIŚ ŚWIEŻE ŻONY!" I tak, jak w przedwojennej erze na całą ścianę: "MĄŻ SAM PIERZE!" A w środku stoiska... szyldy wszerz i wzdłuż: BLONDYNKI BRUNETKI RUDE LILA-RÓŻ MĘŻOWIE DRODZY MĘŻOWIE TANI MĘŻOWIE ZDALNIE KIEROWANI! MĘŻOWIE Z IMPORTU (za dolary i ruble) i MĘŻOWIE Z PRZECENY (czyli same buble, urzędnicy I inni faceci, bez wybierania jak leci!). Ekspedientki. Kasa. I napis na kasie: PO ŚLUBIE REKLAMACJI JUŻ NIE UWZGLĘDNIA SIĘ! I głośnik. I płyta, która zwykła mawiać: "Przed ślubem trzeba się długo długo zastanawiać!" Mimo to interesy były kokosowe: konkurencja pobita na głowę, a myśmy musieli co nocy, co niedzieli robić godziny nadliczbowe!... Aż nagle przez pewnego typa: Komisja. Kontrola. I wsypa... Poszło stąd, że opchnęliśmy pewnego poetę handlarce, co z nim poszła prosto na "Tandetę", gdzie jak prasa z hałasem obwieszcza dobiła 100% do wieszcza, reklamując go jako ostatni krzyk mody: "Egzystencjalista bez brody". I zarobiła na nim! 100% na czysto, chociaż był zwykłym socrealistą! Był no to był... Nie my winni przecie. Lecz tu zaraz kontrola, a kontrola to wiecie: żebyś był nawet świętą Adelajdą to ci zawsze coś znajdą! Ekspedientka Ewa... Wyjątkowa siła skarb w interesie po prostu! Ale rozliczyć się nie potrafiła z trzech rudych średniego wzrostu... Wołałem: "Jak to, pani Ewo?" Opędzlowała na lewo. Nadto znaleźli u niej pod ladą postać wykwintną, lecz bladą i wychudzoną do szczętu... Był to jak stwierdził wywiad prędki odłożony dla stałej klientki dyrektor departamentu. Próżno wołaliśmy z emfazą, że bezpartyjny! Że ze skazą! Zlikwidowali nas od razu. Lecz zniósłbym wszystko, gdyby nie fakt, który zdarzył się w przeddzień tej awantury: Brunetów zabrakło w magazynie więc ekspedientka Ewa wnet wpisała mnie do ksiąg pod "Z" i upłynniła pewnej hrabinie, byle interes szedł! Dziś cóż mi zostało po Biurze? Ruina. Nieprzyjemności. Ślubna hrabina. I zepsuta płyta, która zwykła mawiać: "Przed ślubem trzeba się długo zastanawiać... ...nawiać... ...nawiać..." ▲ Collapse | |