Jacek Krankowski (X) English to Polish + ...
Oczywiscie podobne problemy istnieja tez w innych jezykach/spoleczenstwach:
Kobieta po polsku
Rozmawiała Agnieszka Kublik 03-10-2002
Jeśli formy żeńskie się przyjmą, to bardzo dobrze. Ale żeby się przyjęły, muszą zostać zaakceptowane przez społeczeństwo, na nic się zda forsowanie ich przez jedną grupę. Język jest na ogół niepodatny na \"lobbowanie\" - mówi językoznawca dr Katarzyna Mosiołek-Kłosińska ... See more Oczywiscie podobne problemy istnieja tez w innych jezykach/spoleczenstwach:
Kobieta po polsku
Rozmawiała Agnieszka Kublik 03-10-2002
Jeśli formy żeńskie się przyjmą, to bardzo dobrze. Ale żeby się przyjęły, muszą zostać zaakceptowane przez społeczeństwo, na nic się zda forsowanie ich przez jedną grupę. Język jest na ogół niepodatny na \"lobbowanie\" - mówi językoznawca dr Katarzyna Mosiołek-Kłosińska
Agnieszka Kublik: Pani minister pełnomocnik rządu ds. równego statusu mężczyzn i kobiet Izabela Jaruga-Nowacka chce, by mówić o niej \"pełnomocniczka\" lub \"polityczka\". Czy polszczyzna jest gotowa na taką feminizację?
Dr Katarzyna Mosiołek-Kłosińska: Polszczyzna ma takie możliwości słowotwórcze, żeby utworzyć formę żeńską od męskiej. Teoretycznie można więc powiedzieć polityczka, laryngolożka, ministerka, premierka, prezydentka, architektka, elektroniczka. Sęk w tym, że nikt tak nie mówi.
Krakowski kwartalnik feministyczny \"Zadra\" proponuje zamienić męskie nazwy zawodów na żeńskie. I tak w \"Zadrze\" kobiety podpisują się lub piszą o innych: krytyczka, filozofka, wykładowczyni, kanclerka, prezydentka, naukowczyni.
Ale żadne apele, by używać jakiegoś wyrazu zamiast innego, nie odniosą skutku, jeśli społeczeństwo nie będzie go lubiło. Nikt bowiem nie \"zatwierdza\" form językowych - jedyną instytucją \"zatwierdzającą\" jest społeczeństwo. Wprowadzanie na siłę jakichś form przynosi na ogół odwrotny skutek - ludzie nie chcą ich używać, bo nie lubią być pouczani.
Nie przyzwyczailiśmy się do tego, żeby wszystko feminizować. Mamy nauczycielkę, lekarkę, aktorkę, profesorkę (ale tylko w liceum, na uczelni już nie), ale polityka, ministra, profesora (na uczelni). I nie sądzę, żeby niemówienie o kobiecie polityku polityczka miało ją dyskryminować. Język przechował dawne formy, które interpretowały rzeczywistość. To, że mówimy o kobiecie polityk, a nie polityczka, świadczy głównie o tym, że dawniej polityką nie zajmowały się kobiety, a nie o tym, że dziś kobiety są dyskryminowane. Język się zmienia wolniej niż świat.
Polszczyzna nie sprzyja kobietom...
- Tak, i dlatego jeśliby chcieć feminizować polszczyznę, to należałoby przede wszystkim usunąć rodzaj męskoosobowy; mówimy przecież Moi koledzy tam byli (rodz. męskoosobowy), ale: Moje koleżanki, moje psy, moje krzesła tam były (rodz. niemęskoosobowy, dawniej zresztą nazywany żeńskorzeczowym). W tych formach gramatycznych kobiety traktuje się jak zwierzęta i rzeczy, a wyróżnia się mężczyzn (ba, nawet małych chłopców musimy powiedzieć Miesięczny Jaś i tygodniowy Zdziś darli się wniebogłosy, ale: Mama Jasia i ciocia Zdzisia nie mogły (a nie: nie mogli) tego wytrzymać; ale już jeżeli do mamy i cioci dołożymy jakieś zwierzątko, np. kotka, to zostaną one uhonorowane składnią męskoosobową Mama Jasia i ciocia Zdzisia oraz ich kotek nie mogli (a nie: nie mogły) tego wytrzymać). Jednak przecież nikt nie będzie chciał zmieniać systemu gramatycznego.
Podobnie \"maskulinocentryczne\" są formy wskazujące na przynależność kobiety do mężczyzny - o żonie doktora mówimy doktorowa, o żonie profesora - profesorowa; nie mamy jednak form, które by wskazywały na to, że jakiś mężczyzna jest mężem pani doktor czy pani profesor. Nie mamy i już. Pewnie nie będziemy mieć, bo w języku polskim to formy żeńskie tworzy się od męskich, a nie odwrotnie. Może to nam się nie podobać, ale taki jest język, takie są zwyczaje. Powinniśmy wykazać trochę pokory wobec języka, nie starać się być jego panami (paniami?).
Zresztą, są języki, które jeszcze gorzej traktują kobiety. U nas pisze się listy do państwa Agnieszki i Andrzeja Kublików, a np. we Francji - do Monsieur et Madame Andrzej Kublik, czyli: do Pana i Pani Andrzeja Kublika. Nie dość, że madame jest na drugim miejscu, to jej imię w ogóle się pomija.
Radziłaby Pani kobietom politykom pozostać przy formie męskiej?
- Formy męskie, np. polityk, nauczyciel są nienacechowane, obejmują zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Jeżeli mówimy np.: W Polsce pensja nauczyciela powinna wynosić 5000 zł, to mamy przecież na myśli i mężczyzn, i kobiety. Dyrektorka szkoły, choć prywatnie mówi o sobie, że jest dyrektorką właśnie, to na pieczątce ma napisane dyrektor - i to jej wcale nie dyskryminuje. Po prostu funkcja, którą sprawuje, nazywa się dyrektor, a nie dyrektorka; tak jak jest np. ustawa o wykonywaniu zawodu lekarza, a nie - lekarza i lekarki.
Ale skoro obok lekarzy mamy i lekarki, to dlaczego język odnosi się tylko do lekarzy?
- Niektóre formy żeńskie są nacechowane stylistycznie lub mają niedobre konotacje. Rażą np. nazwy żeńskie utworzone od męskich zakończonych na -g, np. psycholożka, pedagożka, laryngolożka, a już chirurżkę trudno sobie wyobrazić. A przecież np. zawód pedagoga wykonują głównie kobiety, a mimo to forma żeńska się nie przyjęła.
Polskie feministki chcą, by nazwa każdego zawodu miała formę żeńską.
- Bo niektórzy uważają nazwy żeńskie za gorsze i dlatego mówią np. Moja lekarz zapisała mi ten syrop. Nie dość, że jest to rażący błąd językowy, to jeszcze jest to pretensjonalne - ktoś stara się na siłę dowartościować swoją lekarkę, mówiąc o niej jak o mężczyźnie, tak jakby zakładał, że kobiety są gorsze.
Prawdą jest, że niektóre nazwy żeńskie są uważane za nieco mniej prestiżowe od męskich - pracownica jest w fabryce, a na uniwersytecie jest pracownik naukowy. Jednak jeśli już mamy formy żeńskie, to powinniśmy ich używać. Niestosowanie ich może być odebrane za taki sam manifest jak próba feminizowania języka na siłę; w pierwszym wypadku można odnieść wrażenie, że ktoś chce ogłosić, że uważa mężczyzn za ważniejszych; w drugim - że kobiety są dyskryminowane. A język i tak się rządzi swoimi prawami i jest nieczuły na różne manifesty.
Jeśli formy żeńskie się przyjmą, to bardzo dobrze, bo one się odmieniają, a język polski lubi odmiany (o wiele łatwiej jest powiedzieć Rozmawiałem ze znaną polityczką niż Rozmawiałem ze znanym politykiem-kobietą).
Ale żeby się przyjęły, muszą zostać zaakceptowane przez społeczeństwo, na nic się zda forsowanie ich przez jedną grupę. Język jest na ogół niepodatny na \"lobbowanie\".
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w latach 20. próbowano ujednolicić terminologię pochodzącą z trzech zaborów.
- Tak, rzeczywiście, była to udana próba odgórnego wprowadzania słownictwa. Ale reforma dotyczyła właśnie terminologii, a więc wyrazów, które ze swej natury muszą mieć bardzo ścisłe odniesienie, są bardzo precyzyjne i nie są używane spontanicznie. Natomiast nie zdarzyło się nigdy, żeby ktoś narzucił społeczeństwu używanie wyrazów w języku niespecjalistycznym.
Dr Katarzyna Mosiołek-Kłosińska pracuje w Instytucie Języka Polskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Zajmuje się współczesną polszczyzną, w szczególności językiem polityki
http://www1.gazeta.pl/kraj/1,34314,1048003.html
[ This Message was edited by: on 2002-10-04 15:15 ] ▲ Collapse | | |